skip to main |
skip to sidebar
god jul! zakupy zrobione, można przełączyć tryby. za dużo drobiazgów wytrąca mnie z równowagi. cieszyłam się z nowych notesów, próbuję się nawrócić. pierwsze poważne spotkanie z yerbą to jednak trochę wyzwanie...
pierwsze święta na jasnej, taki przedsmak, więc mandarynki i blacha pierników. mamy choinkę, ale bez prezentów. aż podskoczyłam, zapomniałam o konkursie - mama muminków!
nowy miś. gwiazdka równo za tydzień, więc jest też sowa (ale to bartka). wolę spać.
łódź: dobry teatr i złe miejsca. ciasteczka w pustej cukierni, niespodzianki w najlepszym antykwariacie świata. no to do lektury
sobota rano: odgarniam śnieg. zapomniałam, że mam wywiad do spisania. już zamawiamy pierogi i sałatkę (kto by te kilogramy kroił). jeśli będzie choinka, będą i ciasteczka. z babcią szukamy zdjęć z jej pierścionkiem.
barwa gołębiej krwi
połowa połowy grudnia, checklista. poranki wyglądają jak wieczory. ostatnio w kuchni niewiele wychodzi (oprócz wiadra, które nie wraca na noc). potrzebuję wygrać jakiś konkurs albo chociaż znaleźć sukienkę na święta. wymyśliłam: rękaw trzy czwarte, przed kolano, nieciążowa (25 lat to słuszny wiek, postanawiam: koniec worków, siła kobiecości, eoeoeo, za dużo poradników), wzorek, optymalny kolor detalu, bo nie całości: rubin. no przecież.
jutro miały być medytacje, a dzisiaj basen, tymczasem: gdzie są ciastka?
w oczekiwaniu na śnieg zamiatam liście. wracam do domu po ciemku, nie zawiesiliśmy plakatów. nie mogę się doczekać notesu 2013. czy grudzień to jeszcze pora na dynię i buraki?
sobota w redakcji - to chyba stąd spadek motywacji. rozmówki w kolejce podmiejskiej - tak będę teraz mówić, kolejka.